Dzień dobry, mam 23 lata i przez całe życie nie miałam żadnych problemów z tarczycą, badania krwi jak i USG tarczycy zawsze miałam perfekcyjne. Od samego początku jednak miałam obfite i bardzo bolesne miesiączki. Około 5 lat stosowałam antykoncepcję hormonalną. Przez 3 lata były to tabletki Sylvie 20, które uregulowały moje miesiączki, jednakże pojawiły się częste migreny. Zmieniłam ginekologa oraz pigułki antykoncepcyjne na Vibin mini. Stosowałam je pół roku, migreny nie ustały, a doszły ogromne wahania nastroju i stany depresyjne. Po raz kolejny zmieniłam tabletki, tym razem na jednoskładnikowe - Cerazette. Bóle głowy ustały, wahania nastroju także lecz przez cały okres stosowania nie pojawiła się miesiączka (od października 2019 do czerwca 2020 roku). Wiem, że to "normalne" przy tabletkach jednoskładnikowych, jednakże stresowało mnie to, więc w czerwcu 2020 roku odstawiłam antykoncepcję. We wrześniu miałam wizytę u ginekologa, ponieważ pomimo odstawienia tabletek miesiączka się nie pojawiła. Zrobiłam badania krwi przed wizytą: AIAT wynik 63; Glukoza wynik 92, APTT Wynik 27,2; TSH wynik 4,635. Na tej podstawie ginekolog stwierdził u mnie niedoczynność tarczycy i zapisał Euthyrox 50. Nigdy w życiu nie miałam problemów z tarczycą, czy to możliwe, że nie wykryto ich podczas stosowania antykoncepcji hormonalnej (przy regularnych badaniach krwi)? Od 2 września br. stosuję Euthyrox 50 i czuję się o wiele gorzej. Pojawiło się ciągłe uczucie zmęczenia, wahania nastroju, przyspieszone bicie serca, roztargnienie. Po 3 tygodniach pojawiła się miesiączka, po jej ukończeniu i konsultacji z lekarzem zaczęłam brać połowę dawki, jednakże do objawów doszedł jeszcze płytki oddech. Co powinnam zrobić w tej sytuacji? Obecnie przebywam za granicą, więc ciężko oddać mi się w ręce innego specjalisty. Czy rozsądne jest odstawienie tabletek na 3 tygodnie i wykonanie ponownych PEŁNYCH badań krwi (TSH, T3, T4, aTPO, antyTPO)?