Witam! Poszukuje pomocy już chyba wszędzie, ponieważ przez koronawirusa lekarze odmawiają wizyt nawet prywatnie :( a jeśli już wyrażają chęć, termin wizyty jest bardzo odległy, a ja potrzebuje pomocy już teraz!! Na ciele, szczególnie na twarzy pojawiły mi się na początku niewielkie (teraz już są większe) suche plamki w kolorze skóry, które pod wpływem ciepłej wody, wody utlenionej czy spirytusu salicylowego lekko się rumienią na różowo. Plamki się powiększają od momentu kiedy usiłuję uzyskać wizytę u dermatologa. Pojawiły się na twarzy, jedna na szyi, brzuchu, rękach i bokach żebrowym, nogi są wolne od zmian. Nie swędzą notorycznie tylko czasami, przez co nie są jakoś uciążliwe. Brzegi plamek są wyraźnie odcięte od reszty skóry, zgrubiałe i z brzegów tych zmian złuszcza się naskórek, co nie dzieje się na środku tych wykwitów. Cera jest przesuszona, ściągająca. Zmiany nieznacznie różnią się kolorem od koloru skóry, gdyby nie zgrubiałe brzegi byłyby prawie niedostrzegalne. Nie jest to z pewnością alergia na kosmetyki, gdyż przez cały okres wiosenno letni staram się nie używać ich w ogóle albo ograniczam do minimum. Farmaceutka w aptece zaleciła kuracje odczuwającą - wapno + alertec 7 dni oraz alantan na wykwity. Niestety nic to nie dało. Zmiany mam już około 3 tyg i zauważyłam że się powiększają mimo stosowania między innymi alantanu i sudocremu. Po za tymi plamami nie mam żadnych dolegliwości, nie występowała i nie występuje gorączka ani dolegliwości układu pokarmowego. Jedyne co zaobserwowałam to niekiedy świąd w okolicach tych zmian i nie wiem czy to może mieć coś wspólnego ale przed pojawieniem się wykwitów dość zauważalne łzawiły mi oczy około 2-3 dni. Potem zauważyłam plamki, których z dnia na dzień przybywało. Od tamtego czasu usiłuję dostać się do dermatologa, niestety bezskutecznie :( pomocy!